
Od późnych godzin popołudniowych wyraźnie dało się wyczuć niczym nie zrozumiałe napięcie. To uczucie było spotęgowane widokiem ludzi w różnym wieku zachowujących się nieco inaczej niż przyjęte ogólnie standardy.
Doprawdy dziwnie się poczułem, gdy siedząc w tramwaju usłyszałem za sobą ni to warknięcie ni to mlaśnięcie. Obejrzałem się czujnie. Nasze spojrzenia przez chwile skrzyżowały się. W oczach zobaczyłem coś co widzi się u ludzi, którzy nic od dłuższego czasu nie jedli.
Po raz któryś z rzędu poczułem się dziwnie. Postanowiłem nie dać się sprowokować i wzrok swój obróciłem na mijanych za szybą tramwaju ludzi i wątpliwej urody budynki.
Wysiadłem na przystanku w Centrum. Szybkim krokiem zbiegłem do przejścia podziemnego przy Rotundzie. Wychodząc na tzw. patelnie przy wejściu do metra ze zgrozą zauważyłem kryjących się po kontach więcej podobnych indywiduum jak te, które jechały za moimi plecami w tramwaju.
Było nienaturalnie cicho. Nawet ptaki pochowane w listowiu zamilkły, jakby przeczuwając to co za chwilę się miało stać. Dochodziła godzina 18. W pewnym momencie powietrze przeszył niesamowity dźwięk, coś pośredniego między wyciem a histerycznym płaczem. Nie jestem osobą strachliwą, ale przyznam się, że w tamtej chwili włosy „stanęły mi dęba”.
Po chwili zza drzew okalających pl. Defilad wyszła ławą zbita ciżba. Chciałem napisać ludzka ciżba. Ale byłoby to z mojej strony nadużycie. W moim kierunku w nienaturalnych dla ludzi pozach pełzło grubo ponad dwieście pokrwawionych postaci.
Stałem jak wryty a oni byli coraz bliżej. Z tej odległości zacząłem rozróżniać, że tym co nawet trudno mi było nazwać brakuje sporych części ciała. Wśród ludzi, którzy, jak ja w niemym przerażeniu obserwowali ten dziwny pochód dało się w pewnym momencie usłyszeć przeraźliwy krzyk - „zombi idą”. Tłum rzucił się do panicznej ucieczki. Na ten widok „procesja” umarlaków puściła się w pogoń za uciekającymi.
Były pierwsze ofiary. Kto nie dawał rady na tyle szybko przebierać nogami ginął rozszarpany przez nieumarłych.
Zombie nie darowały nikomu. Ofiarą ich nieposkromionej agresji padały nawet zwierzęta domowe. Na moich oczach poczciwe psisko w ostatniej chwili umknęło z pod ich drapieżnych łapsk.
Na wysokości Brackiej uformowana w szyk bojowy oczekiwała Gwardia Narodowa. Padły pierwsze strzały z broni maszynowej.
Zombie padały, jak muchy. Ludzie pochowani w bramach zaczęli wznosić zwycięskie okrzyki. Wydawało się, że sytuacja została opanowana.
Nagle okrzyki tryumfu zamienił się w jęk rozpaczy. Radość była przedwczesna. Zombie czołgając się a następnie ponownie wstając kontynuowały swój niszczycielski marsz.
Gwardia Narodowa, jeszcze kilkakrotnie próbowała zatrzymać pochód żywych trupów. Wystrzelono setki sztuk amunicji. Wszystko na nic. Ciągle musieli się cofać.
Ludzie w panice wspinali się na drzewa i uliczne latarnie.
Do ostatecznej rozprawy doszło pod Kolumną Zygmunta na Starym Mieście. Krew lała się strumieniami. Bohaterscy obrońcy bronili się do ostatniego naboju.
Niestety musieli ulec……., bo po prostu taki był scenariusz. Po chwili umarli na niby i ci co umrzeć za nic nie chcieli, wstali z bruku Starego Miasta i razem wznieśli tryumfalny okrzyk. Znowu się udało!!!
W minioną sobotę po raz kolejny ulicami Warszawy przeszedł Zombie Walk. Trasa warszawskiego Zombie Walk 2014 prowadziła ulicami: Marszałkowską, Chmielną, Nowym światem, Krakowskim Przedmieściem. Marsz, jak co roku, zakończył się na Placu Zamkowym przy Kolumnie Zygmunta. W galerii poniżej możecie oglądać zdjęcia z Zombie Walk 2014 w Warszawie. Jeśli uczestniczyliście w tym wydarzeniu, koniecznie zajrzyjcie do galerii fotografii. Być może udało nam się uwiecznić Was na zdjęciach.
Zombie (żywy trup, umarlak) – fikcyjna nieumarła istota. Słowo zombie pochodzi prawdopodobnie od afrykańskiego zumbi (fetysz w języku kikongo) lub od nzambi (bóg w języku kimbudu), w Polsce przejęte zostało ono z języka angielskiego; spotkać można się także ze spolszczoną formą zombi.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Super, jak z Trillera Jacksona. I świetny tekst.