Reklama

Przechodniu, przysiądź na Placu Defilad

Stoliki i krzesełka – kolorowe, lekkie, w towarzystwie kwiatów – pojawiły się na Placu Defilad. To jeden z pomysłów stołecznego budżetu partycypacyjnego na rok 2015. Rzeczywiście zachęcają do odpoczynku, sprzyjają nawiązywaniu kontaktów towarzyskich, wręcz zapraszają swoją estetyką: - Przechodniu, przysiądź sobie.

Ja przysiadłem, rozejrzałem się po całym placu i zadumałem się. Pamiętam go bowiem z młodości – jako miejsce zimne, nieprzyjazne, monumentalne i puste. Na Plac Defilad nie chodziło się dla przyjemności. Najczęściej z musu – żeby dotrzeć do którejś z instytucji mieszczących się w Pałacu Kultury; szło się szybko, niemal chyłkiem. Albo wtedy, gdy z różnych państwowych okazji przemierzały go tłumy manifestantów, a my byliśmy jednymi z nich.

A dziś? Plac Defilad nabrał rumieńców. Nie tylko z powodu kolorowych stolików i krzesełek. Także dlatego, że stracił swoją pierwotną „ideologiczną” funkcję. Przez lata był bowiem – wraz z PKiN – głównie synonimem tzw. przyjaźni polsko-radzieckiej, czyli triumfu najlepszego ustroju świata – socjalizmu. I tak był przez warszawiaków traktowany.

Wiele lat temu próbował go oswajać młody poeta, student socjologii, zakochany po uszy, i nie widzący jego socrealistycznej brzydoty:

„Pamiętasz?

Styczeń, noc i gwiazdy…

I granatowa kopuła wszechświata,

skórka pomarańczy od światła latarń.

Przez Plac Defilad biegł uśmiech.

Goniliśmy go, lepiąc po drodze bałwana.

Ten bałwan to ja,

Kochana…”

Jest nie styczeń, lecz lipiec. A ten bałwan to ja, zapatrzony we wspomnienia sprzed 50 lat, na kolorowym krzesełku na Placu Defilad, którym dzisiaj – i w zimie, i w lecie – może naprawdę przebiegać uśmiech.

- Przechodniu, przysiądź na Placu Defilad.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Portal Warszawa centrum




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do