
Ile może dostać „biznesmen” Maciej Marcinkowski za odstąpienie od roszczeń w sprawie przejęcia boiska szkolnego zlokalizowanego na tyłach liceum Zamoyskiego przy Foksal? Według Macieja Bujko, szefa Biura Gospodarki Nieruchomościami w stołecznym Ratuszu i z błogosławieństwem Pani Prezydent Hanny Gronkiewicz Waltz, „interes”, wart jest dwóch działek na pl. Defilad i jednej w nieznanej lokalizacji.
Na ostatniej przed wakacjami sesji Rady Warszawy, radni, praktycznie bez dyskusji, przyjęli uchwałę o nic nie mówiącym dla laika tytule „w sprawie nabycia nieruchomości położonej w dzielnicy Śródmieście na cele oświatowe oraz wyrażenie zgody na obciążenie spraw służebnością przejścia i przejazdu oraz nadwieszenia nieruchomości m.st. Warszawy". Co ciekawe nie padło, żadne pytanie z sali ile poszczególne parcele są warte. Czyli jednym słowem radni zagrali w ciemno.
O panu Macieju Marcinkowskim pisaliśmy już na naszym portalu w artykule „Biznesy Ratusza” http://isrodmiescie.pl/artykul,biznesy-ratusza,4374. Już wówczas wyraziłem swój sceptycyzm w sprawie robienia, jakichkolwiek interesów z tym panem, które w moim przekonaniu budzą wiele wątpliwości natury zarówno etycznej, jak i biznesowej. Marcinkowski powszechnie uważany jest za „biznesmena”, który specjalizuje się w skupie przedwojennych roszczeń do gruntów, które potem stara się przejąć od miasta. W polu jego zainteresowania są przede wszystkim tereny zlokalizowane w Śródmieściu, w dobrych punktach. Po stronie aktywów może zapisać teren przy ul. Szarej na Powiślu, niezwykle atrakcyjną działkę na Starówce, parę kroków od kolumny Zygmunta, na której stanie biurowiec. Już niedługo ma być gotowa decyzja o przekazaniu w ręce tego pana terenu, na którym stoi znane gimnazjum przy ul. Twardej oraz omawiane boisko przy Zamoyskim. Pani Prezydent tłumaczy, że wszelkimi możliwymi sposobami stara się utrzymać teren szkoły w obecnych granicach.
Radni, z którymi udało się nam porozmawiać sprawiają wrażenie, jakby myślami byli już na wakacjach i bagatelizują sprawę. Niektórzy, uchwałę za którą zagłosowali, nazywają wręcz przełomową. Niestety nie dowidziałem się, na czym ten przełom ma polegać. Przypomnijmy, że uchwała przegłosowana przez radnych nie mówi o zamianie kilograma gruszek na kilogram jabłek, ale dotyczy ogromnego majątku i ma olbrzymie konsekwencje finansowe. Co jest najciekawsze w tej uchwale, to fakt, że nie ma tam nawet słowa o finansowej stronie przedsięwzięcia. Występując do radnych o zgodę, nikt nie pofatygował się, by podać choć w przybliżeniu rozmiar terenu pod boiskiem, do którego Marcinkowski ma roszczenia. Jednym słowem wygląda to, na kupowanie kota w worku. Oczywiście gwoli ścisłości muszę dodać, że na razie mówimy o transakcji czysto hipotetycznej. Należy przypomnieć, że postępowanie o zwrot działki przy ul. Foksal toczy się od kilku lat. W uchwale przegłosowanej przez radnych Warszawy napisane jest, że w przyszłości sprawa skończy podpisaniem się aktu notarialnego. Poza tym żadnych konkretów, nie ma nawet daty, kiedy ma to być zrealizowane. Brakuje także informacji, ile wart jest teren pod boiskiem. Nieco więcej informacji uważny czytelnik uchwały uzyska o dwóch działkach sąsiadujących z należącą już do Marcinkowskiego parcelą na pl. Defilad. Mówimy tu o ok. 900 m kw., które ratusz chce wymienić w zamian za boisko przy ul. Foksal. Tylko znowu ktoś zapomniał (zapewne przez pomyłkę), napisać ile te działki są warte.
Już w 2013 roku, były prowadzone negocjacje, w których stawką były wspomniane działki. Wówczas Prezydent Warszawy podpisała zgodę na sprzedaż bez przetargu dwóch działek na pl. Defilad, tak by Marcinkowski mógł postawić swój wieżowiec. Na pl. Defilad cena metra ziemi na wolnym rynku kosztuje ponad 20 tys. zł . Parcele o powierzchni około 900 m kw., urzędnicy pani Prezydent wycenili na 15,3 mln zł. Zgonie z oświadczeniem Ratusza do transakcji jednak nie doszło. Nikt nie jest jednak w stanie udzielić odpowiedzi, z jakiego powodu. Teraz, do puli za teren pod boiskiem, Ratusz dokłada dodatkowy bonus dla Marcinkowskiego. To gwarancja „przejazdu, przejścia i nadwieszenia budynku” na działce sąsiadującej z jego gruntem. Jest to o tyle kuriozalna sytuacja, że są roszczenia do tej parceli innych przedwojennych właścicieli. Na tym nie koniec. W uchwałę Rady wpisana jest jeszcze jedna parcela, która ma pomóc „biznesmenowi” podjąć decyzję o wycofaniu się w ubieganiu się o szkolne boisko. Konia z rzędem temu, kto doczyta się, gdzie ta działka jest zlokalizowana i jaka jest jej wartość rynkowa. Co ciekawe urzędnicy Ratusza, także nie wiedzą, albo z wdziękiem udają. Następnym krokiem Ratusza będzie wydzielenie działki z roszczeniami z nieruchomości Liceum Zamoyskiego, następnie oddanie boiska poprzez podpisanie aktu notarialnego. Gdy już Marcinkowski stanie się formalnym właścicielem działki przy Foksal, to wówczas ratusz zamówi jej wycenę a potem się zamieni. To tak jakby ktoś z nas najpierw sprzedał swoje mieszkanie, a potem zaczął się zastanawiać ile właściwie to jego mieszkanie było warte. No gorszej głupoty, jak żyję nie widziałem.
Sprawa z boiskiem Liceum Zamoyskiego jest jednym z elementów większej całości. W całym mieście jest ponad setka roszczeń do obiektów oświatowych. Trzy miesiące temu Marcin Bojko ogłosił listę 21 miejskich działek i dał wolną rękę burmistrzom dzielnic, by mogli je proponować w zamian za tereny oświatowe, do których roszczenia mają dawni właściciele lub osoby, które kupiły takie roszczenia. Na liście jednak, nie ma działek na pl. Defilad. Burmistrz Śródmieścia Wojciech Bartelski alarmował Ratusz, że są dwa inne boiska, które wkrótce zostaną stracone. Zagrożone są tereny pod boiskami w Liceach im. Dąbrowskiego i Frycza – Modrzewskiego.
W sprawie boiska przy Fokasal jest jeszcze drugie dno (a może kolejne). Gdy nawet miasto przejmie teren pod boiskiem od Marcinkowskiego, to i tak problem nie zniknie. Teren liceum to pięć przedwojennych ksiąg wieczystych. Według naszego informatora z urzędu dzielnicy Śródmieście, o zwrot kawałka gruntu, na którym stoi szkoła, zabiega inny właściciel.
Dopiero kilka dni po głosowaniu i po szumie jaki zrobił się wokół tej sprawy, radnych, którzy nagle ocknęli się z letargu, ogarnęły wątpliwości.
Wielkim zaskoczeniem jest wstrzymanie się od głosu w trakcie głosowania nad tą nieszczęsną uchwałą, opozycyjnego klubu PiS. Radny Dariusz Figura tłumaczy taki stan rzeczy tym, że on i jego klubowi koledzy dostali rekomendacje od Andrzeja Kropiwnickiego, który jest przewodniczącym Komisji Rozwoju Gospodarczego. Zaznacza jednak, że swoimi obawami odnośnie treści uchwały, dzielił się ze swoimi klubowymi kolegami. Jego wątpliwości dotyczyły m.in tego, że cała transakcja może mieć niejednoznaczny charakter, a tym podmiotem, który najwięcej zyska, z całą pewnością nie będzie Warszawa.
Warszawscy posłowie PO blisko trzy lata temu obiecali uchwalenie ustawy, która zminimalizuje skutki obowiązywania prawa z 1945 r. W ustawie miały się pojawić zapisy gwarantujące ochronę nieruchomości pełniących funkcje publiczne, np. parków, skwerów i działek oświatowych. To wiązało się z rekompensatami finansowymi dla właścicieli roszczeń. PO z projektu się wycofała. Skala roszczeń w Warszawie to według szacunków ok. 20 mld zł.
Kontrowersyjna uchwała Rady Warszawy, gdzie głównym beneficjentem będzie Pan Marcinkowski przeszła głosami PO i SLD przy wstrzymujących się od głosowania radnych PiS.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Wszystkie konsekwencje w/w uchwały Rady Warszawy trudne są do przewidzenia. Jeśli wierzyć autorowi artykułu niejakiemu Ramzesowi W. to jedynym beneficjentem tej uchwały może być jedynie pan Marcinkowski a radni stołeczni, którym sprawa zabezpieczenia interesów Warszawy przy wymianie działek z panem Marcinkowskim , wydaje się mało ważna. Taka dziwna sytuacja jest chyba możliwa jedynie gdy kluby radnych są wykonawcami decyzji politycznych. Miejmy nadzieję,że w nadchodzących wyborach samorządowych wybrani zostaną kandydaci z Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej , którzy są przeciwnikami upartyjniania rad miejskich czy powiatowych.
To nie jest sytuacja dziwna, tylko wynika z czystych kalkulacji co niektórych, dla których stwarzanie tej dziwnej sytuacji musi być na rękę... A co do Warszawskiej wspólnoty samorządowej - jestem tego samego zdanie.