
Moja trauma objawiła się podczas ostatniej mojej wizyty w Parku Łazienki. Lubię ten park. Jest elegancki. Swoimi ścieżkami wiedzie nas przez życie dworu w XVIII wieku i później, uruchamia wyobraźnię.
Wychowały się w nim pokolenia, ponieważ przyjemnie jest spędzić czas wśród starych drzew, kompozycji nasadzeń, szmerze przepływającej wody i charakterystycznemu dla tego miejsca krzyku pawi. Nie ma już pawi, przynajmniej nie widziałam, są za to żurawie i smoki. Kompozycje z drutu i plastiku. Wzdłuż głównej alei północ – południe ustawiono bardzo gęsto latarnie zwieńczone chińskimi lampionami. Z ziemi wyrastają ordynarne metalowe pałąki, na których zwisają tandetne żółto- czerwone lampiony. W akwenach pływają sztuczne, mocno różowe nenufary. Totalny kicz!
Wszystko stanowi elementy ogrodu chińskiego, który przywędrował do nas w ramach międzynarodowego projektu. Jestem zawsze zwolenniczką nowych inicjatyw. Ta też nie byłaby zła, gdyby materiały, z których zostały stworzone niektóre kompozycje były porządne. Na odległość widać tandetę. A szkoda, bo burzy ona cały efekt. Z pewnością można było zamówić z Chin porządne instalacje, które nie będą rdzewieć i pękać, a tak utrwalono w nas przekonanie o chińskiej tandecie.
Ewa Zaborowska
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie