
Warszawa po raz kolejny staje się areną niepokojącego incydentu z udziałem bezzałogowych maszyn. We wtorek około godziny 10 w Parku Rydza-Śmigłego, tuż przy ogrodzeniu Senatu RP, odnaleziono podejrzany statek powietrzny.
Na miejsce błyskawicznie ściągnięto policyjnych pirotechników oraz funkcjonariuszy kontrterrorystycznych, którzy odgrodzili teren i wyznaczyli strefę bezpieczeństwa. Dodatkowo wsparcie zapewnili strażacy. Służby badają, jak maszyna mogła znaleźć się w tak newralgicznym punkcie stolicy, jednak szczegółów na razie nie ujawniają.
Według nieoficjalnych ustaleń chodzi najprawdopodobniej o prosty zdalnie sterowany samolocik z pianki EPP, wyposażony w elektryczny silnik. Tego typu „zabawki” można kupić w internecie za kilkadziesiąt złotych.
Sprawa nabiera jednak innego wymiaru, gdy weźmie się pod uwagę, że to już drugi incydent z udziałem drona w centrum Warszawy w ciągu zaledwie 24 godzin. W poniedziałkowy wieczór 21-letni obywatel Ukrainy, w towarzystwie 17-letniej Białorusinki, wleciał dronem w zakazaną strefę obejmującą Kancelarię Premiera i Belweder. Tłumaczył, że chciał jedynie zaprezentować towarzyszce widok na Łazienki Królewskie.
Dwa incydenty w tak krótkim czasie rodzą pytania o bezpieczeństwo najważniejszych obiektów państwowych. Czy Warszawa ma problem z rosnącą falą niefrasobliwych (a może nie tylko?) lotów dronami w rejonie władzy?
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie